Forum 14 ODW Strona Główna
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Biwak Surwiwalowy - Siedlce
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 14 ODW Strona Główna -> Odbyte

Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
maslo4d
Przypadkowy Świr



Dołączył: 05 Paź 2005
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Pon 14:48, 07 Maj 2007    Temat postu: Biwak Surwiwalowy - Siedlce

W Biwaku zorganizowanym przez 14 DW Zgrzytów, z pomocą 14 DW Zgrzytek wzięły udział nie tylko osoby z naszych drużyn, lecz również zaprzyjaźnieni miłośnicy leśnej przygody w składzie: Hołek, Ania, Sawik, Łukasz, Gofry oba.

Biwak rozpoczął się w trudnych warunkach przeciwności losowych, aczkolwiek w niesamowicie sprzyjającej aurze i wśród rozentuzjazmowanych głosów uczestników oczekających na to, co nieuniknione - na dużą dawkę pozytywnych emocji sowicie okraszanych strachem oraz na walkę z własnymi lękami i słabościami.
Za godziną rozpoczęcia biwaku można uważać planowaną 18:00, w piątek, 4. maja. Wtedy to uczestnicy, po przygotowaniu namiotów wysłuchali przemówienia oboźnego (wówczas baardzo groźnego) i przystąpili do prac gospodarczych (zagospodarowanie lodówki, odpalenie kuchenki, obejrzenie i test toalet oraz łazienki, zamknięcie drzwi do cywilizacji, budowa zasieków). W trakcie prac uczestnicy mięli możliwość zapoznania się z topografią terenu obozowiska oraz, co ważniejsze, wyczucia siebie na wzajem. Po takim wstępie odbył się pierwszy wspólny posiłek a przy nim dyskusje prowadzone głosami coraz bardziej głodnymi emocji.

Około godziny 21 padło przez wszystkich już oczekiwane "baczność, w dwuszegeu zbiórka" i kilka innych krótkich komend. Po tym obóz wypełniły całkowite ciemności i pełna radości cisza... Pojawiły się latarki grupy 0 i postacie referujące zasady głosem jakby nieobecnym a mimo to wypełniającym każdy zakątek naszej polany. Kilka minut później maszerowaliśmy już dziarskim krokiem i w luźnych grupach do bazy obrońców - na wyspę. Tam kilka słów komentarza i grupa terrorystów oddaliła się do swojej placówki, po drugiej stronie bagien. 15 min później Za terrorystami wyruszł pościg, lecz uciekający zajęli już swoje pozycje i gotowi byli na przyjęcie ataku.

Pierwsze 2 godziny walki były bardzo nużące - oddziały odbijających, poruszały się bardzo ostrożnie i starannie omijały podejrzane miejsca, w których mogły czaić się oddziały terrorystów. Terroryści nawiązali z nimi kilkakratnie kontakt wzrokowy, lecz nie udało im się kogokolwiek pochwycić. Oddziały obrońców zatoczyły już wąski krąg wokół terrorystów jedno zdarzenie, jedna minutka, jedna zła decyzja i najbardziej wysunięta w stronę bazy terrorystów jednostka obrońców (Łukasz i Ania) przedarła się do jeńca. Terroryści przeszli szybko do planu B - zdobyć jeńca. Podczas przegrupowania natknęliśmy się (my - terroryści) na oodziały obrońców, lecz te, nieświadome swojej przewagi nie wykorzystały jej. Bezpiecznie przedostaliśmy się na stronę obrońców. Pospiesznie przygotowaliśmy zasadzki i znów czekaliśmy...

Tej nocy zwierzęta leśne odciskały na psychice graczy potężne znaki. Byliśmy zmęczeni, przewrażliwieni i nie przyzwyczajeni do takiego napięcia. Zaczynał doskwierać brak snu. Każda sekunda ciągnęła się godzinami, każdy metr - kilometrami... Wciąż było słychać malutkie zwierzęta buszujące przy drogach, owady w roślinkach, wiatr w drzewach, dziki w moczarach. Czasem coś przeskoczyło drogę, czasem kilka cosi przez nią ciężko przebiegło. Po lesie roznosiło się echo płoszących zwierzęta, które podeszły za bardzo, klaskań, tupań czy krzyków.

Obrońcy zbliżali się do naszej zasadzki. Zbliżali się, ale drogą równoległą, a nie naszą. Kolejne przegrupowanie, pospiesznie zajmowane pozycje, szybkie, ciche lecz skuteczne maskowanie. Nasłuchujemy. Oprócz VIPa, prowadzą jednego z naszych! "Kurczę!". Przepuszczamy strarz przednią i "ogień!". Wszyscy terroryści obezwładnieni, żaden nie zlokalizował VIPa, sromotna klęska. Telefon do ostatniego z naszych, szybka wymiana zdań i decyzja - koniec gry.

Wszyscy zadowoleni, nie czujemy zmęczenia, ale głód - i owszem! Nerwy odpuszczają - robi się coraz zimniej. Wesołą grupą dochodzimy do bazy, rozpalamy kuchenkę, pałaszujemy drugą kolację, grzejemy się, opowiadamy o dzikach, o tatykach, próbujemy zidentyfikować, kto kogo i kiedy widział, kto ile miał szczęścia. Toaleta wieczorna (o 4 nad ranem) i fru lulu do zimnych namiotów! Zimne czy nie, z prostą podłogą, czy z krzywą, w ciasnym, czy obszernym namiocie - każdy zasypia z uśmiechem na twarzy.

O 5 rano zrobiło się masakrycznie zimno, o 6 słonko, słoneczko zaczęło przebijać się przez las, lecz wciąż było zimno. Wreszcie około 7 pierwsze promyki dosięgnęły mojego noclegu i do 8 rano już byłem nieml ugotowany, toteż wypełzłem na zewnątrz. Bliźniacy już na posterunku, jest i ogień, i cieplutka woda. Po chwili wstają dziewczyny a i chłopcy zaczynają wypełzać. O 10 obóz tetni życiem. Szamamy śniadanko, rozmawiamy sobie, pontonem można popływać po jeziorku, przy ogniu można pośpiewać z akompaniamentem gitarki. Od 12 Przygotowujemy się do kolejnej gry. Tym razem chodzi o zwykłe przechwycenie flagi przeciwnika. Zasady gry są bardzo jasne, prowokują do dynamicznych akcji, do skradania się, do szybkich akcji i dobrej strategii. Wszyscy optymistycznie nastawieni, tryskający siłami i ciekawością. Planujemy się bawić około trzech godzin. Losujemy drużyny (nasza, czerwona 5, niebieska 6 osób, pozostałe 8 osób ma inne zajęcia, które w tym czasie może spokojnie realizować). Ruszamy w drogę... do lasu.

Las ten sam, jakże jednak inaczej wygląda! A jak inaczej brzmi i pachnie! Rozstawiamy bazy, odliczamy czas i start. Po godzinie walki mamy 3 zabitych, tamci dwu, toczy się pojedynek snajperów a obie drużyny nie mają już swoich flag. Mija jeszcze 20 minut i zdobyte flagi docierają do obozów, zostają zaliczone punkty, snajperzy tłuką się nadal. Dyskusja na temat postawy medyków kończy tę, nierówną walkę: my kontra natura. Jesteśmy wyczerpani, padamy z nóg. Było i skradanie, i maskowanie, i taktyka, atak i obrona, panika i strach, spokój i pewność, bieganie i odpoczynek, pojedynki i ucieczki... Wszyscy zadowoleni choć lekko zawiedzeni, że tak krótko walczyliśmy. Cóż- nikt już nie miał więcej siły.

Do wieczora w obozie regenerujemy siły, gramy, spiewamy, czytamy sobie i rozmawiamy. Odpoczynek i cieszenie się przyrodą. Zbieramy siły ale widać to poszło za szybko bo pada propozycja kolejnego pojedynku - Manso! Organizujemy boisko i rozpoczyna się turniej. W tym czasie, około 20, grupa 0 robi wypad do lasu i rozmieszcza zadania na kolejną nocną grę. Grupa wraca o 22 i od razu w obozie wybucha wrzawa. Alarm, zbiórka, znów cisza. Znów te latarki i powaga przemawiających głosów. Ruszamy. Pierwsza grupa, drużyna A jest prowadzona przeze mnie. Zaraz za pierwszym zakrętem spotykamy duże stadko dzików - nie robi ono na nas już tego samego wrażenia. Przyzyczailiśmy się do nich przez ostatnią dobę...

cdn.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez maslo4d dnia Wto 20:32, 08 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
maslo4d
Przypadkowy Świr



Dołączył: 05 Paź 2005
Posty: 562
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5


PostWysłany: Wto 16:52, 08 Maj 2007    Temat postu:

Do wieczora w obozie regenerujemy siły, gramy, spiewamy, czytamy sobie i rozmawiamy. Odpoczynek, cieszenie się przyrodą, cywilizacyjna cisza i odgłosy natury. Zbieramy siły, ale widać to poszło za szybko, bo pada propozycja kolejnego pojedynku - Manso! Organizujemy boisko i rozpoczyna się turniej. W tym czasie, około 20, grupa 0 robi wypad do lasu i rozmieszcza zadania na kolejną nocną grę. Grupa wraca o 22 i od razu w obozie wybucha wrzawa. Alarm, zbiórka, znów cisza. Znów TE latarki i powaga przemawiających głosów. Ruszamy. Pierwsza grupa, drużyna A jest prowadzona przeze mnie. Zaraz za pierwszym zakrętem spotykamy duże stadko dzików - nie robi ono na nas już tego samego wrażenia. Przyzyczailiśmy się do nich przez ostatnią dobę...

Podczas drogi rozpoznajemy teren - "o tu dziś biegaliśmy" lub "tutaj trenujemy do Harpagana". Wreszcie wchodzimy na bagnisko - ścieżek brak, krzaków gąszcz, gałęzi trzask i niepewne głosy uczestników: "ty wiesz, dokąd nas prowadzisz?". Wreszcie docieramy do kanału i do kładki. Lekka panika, kilka żarcików na rozładowanie i powoli rusza przeprawa. W oddali słychać nadciągającą grupę B. W ostatniej chwili ostatnia nasza osoba przebiega przez kładkę (ja:D). Potem pojawia się Dawid i wraz z Leszkiem znikają. "Karawana jedzie dalej" dziewczyny zagadują, opowiadają i nagle pytają: "Gdzie jest Lechu?". Robi się strasznie:) Tylko Bartek widział Dawida... "to na tym polega ta gra?". Przedzieramy się przez kolejny kawał lasu i jeszcze 1000m drogą i jesteśmy na wyspie. Tu dogania nas grupa B oraz oczekują porwani zakładnicy z obu grup eskortowani przez grupę 0.

Grupy zostają pouczone o zasadach, dostają pierwsze zadanie i inne instrukcje. Rozpoczynają walkę. Jest koło północy. Po oddaleniu się grup A i B, my - grupa 0, ruszamy zastawić pierwszą zasadzkę. Po wyprzedzeniu grupy B i zajęciu stanowisk leżymy w cieplutkim torfiku i odpoczywamy. Wreszcie nadciąga grupa. Działają nieostrożnie i niewiedzieć kiedy tracą "dwa życia". Grupa 0 rozmywa się gdzieś nad brzegiem kanału...

Po zajęciu kolejnych pozycji strategicznych oczekujemy na grupę A. Nie ma ich na tyle długo, że _h spogląda w mapy... "Pomyliłem współrzędne!" Odkręcamy sprawę dwoma telefonami i drużyna A musi oddalić się od punktu 3 grupy B. Po kolejnej chwili, spędzonej przez nas bardzo miło, na błogim śnie, pojawiają się dziewczyny i Gofry. Wezwani do czujności naszym telefonem są bardziej zorganizowani niż ich przeciwnicy - grupa B. Tracą "jedno życie" a walkę kończą "rozwalając" mnie (potyczki trwają do dwuch pierwszych trupów). Dla zachowania tradycji, grupa 0 rozmywa się gdzieś nad brzegiem kanału...

Zajmujemy pozycję przy punkcie 4B. Oczekiwanie na tą ekipę pochłonęło nam chyba 1.5 godziny. Okazało się, że nie przyjdą. Są daleko, zupełnie gdzie indziej. Płacą za nieogarnięcie - w tym punkcie _h też zrobił błąd - pomylił azymuty. Znów azymut jedej grupy dostała druga i odwrotnie. Dostali jednak dodatkowo opisy położenia punktów i dzięki nim drużyna A zlokalizowała swoją 4-kę. Grupie B się to nie udało. Gdy dostaliśmy informację, że grupa A jest kolejne 4 punkty dalej postanowiliśmy im znów pomieszać szyki. Kolejna, tym razem lotna zasadzka - w okolicy żadnych drzew, leżymy przy wale. Biegnie jedna latarka, za nią chwilka i dopiero reszta ekipy. Napadamy na nich i szybko orientujemy się, że kogoś brakuje. Rozdzielili się, reszta uderzyła na drugi, bardziej oddalony przepust. Zdetonowali bombę.

Aby zwyciężyć, każdy musiał zmierzyć się nie tylko z własnymi słabościami, ale także z wyrafinowanym sprawdzianem wiedzy zdobytej na zbiórkach. Dla przykładu kilka zadań z tego egzaminu: ile kroków daje 100m, jak wyznaczyć azymut rozpoczynając od drugiej strony rzeki nie przechodząc jej, gdzie spadnie zrzucony z samolotu ładunek, jak unikać dzików, jak skradać się aby nie trzaskały gałęzie lub trzaskające gałęzie nie brzmiały podejrzanie, jak zamaskować się na środku drogi, aby nie zwracać niczyjej uwagi, jak szukać aby znaleźć, jak się komunikować ze sobą aby nie zwracać niczyjej uwagi, jak bezszelestnie przejść 30km mając tylko 1.5litra wody na 7 osób, na co zwracać uwagę nawigując po nieprzetartym lesie, jak wyznaczyć współrzędne geograficzne swojego położenia, jak szybko uciec, gdy nie ma się siły biegać?

Bezapelacyjne zwycięstwo biwaku świętowaliśmy do 6 rano, kiedy to ostatnie, najsilniejsze jednostki wczołgały się do namiotu... Nawet Kris zrezygnował ze snu przy ognisku, po takim zmęczeniu. Przed zalegnięciem dyskutowaliśmy jeszcze o tym, czy toaleta o tej porze jest ranna czy wieczorna, o tym, czy jemy śniadanie, czy kolację oraz o tym, czy należy mówić dzień dobry, czy dobranoc:)

Pogrążony w zasłużonym śnie, obdarowany radością i wycieńczeniem obóz przywitały, zaraz po słonku, chmury i lejący z nich deszcz. Od 9 do 10 trwały w namiotach debaty, nad dziwnymi odgłosami z zewnątrz i wreszcie pierwsze odważne wyjżały na zewnątrz. Oczywiście lało. Ewakuacja całęgo obozu zajęła 1.5 godziny. Zapakowaliśmy śpiwory, papu, ubranka, namioty, zamaskowaliśmy kuchenkę i lodówkę, przywróciliśmy obozowi kształt polanki i pozostawiliśmy tylko pogniecioną trawę...

Mimo zmęczenia i tęsknoty do cywilizacji, do domów podróżowaliśmy z głowami pełnymi nowej siły, niezapomnianych przeżyć, zdobytych umiejętności, dumni z pokonanych lęków i zdobytego w walce uznania. I tylko jedno pytanie psuje nam wciąż takie sielankowe zakończenia: czy w dobie modnisiów skaczących na dyskotekach, w dobie coachpotato i wszechobecnej telewizji, w dobie chipsów zapijanych browarkiem i zagłuszanych bębniącym radiem bieganie w moro, w piątkowy wieczór do upadłego, po lesie straszącym dzikami i nieznanym, jest bardziej normlane od cywilizowanego marnowania czasu?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)

 
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|| Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group || Designed by Port-All.Com ||
Regulamin